Artur Milewski Artur Milewski
625
BLOG

Metoda na franka

Artur Milewski Artur Milewski Polityka Obserwuj notkę 2

Przeszło ćwierć wieku temu startujący w wyborach prezydenckich Lech Wałęsa obiecywał Polakom po sto milionów. Absolwent zawodówki elektrycznej, którego kaprys losu uczynił jednym z najbardziej znanych ludzi na ziemi pod koniec XX wieku, nie zdawał sobie sprawy jak nierealna jest to deklaracja. Kwota 100 milionów przed denominacją wynosiła około 10 tysięcy dolarów. Zwielokrotniona przez kilkadziesiąt milionów obywateli daje sumę ponad 300 milionów dolarów, czyli więcej niż obecnie wynosi całkowite zadłużenie Polski.

Obietnice wyborcze składane przez polityków, nawet te ekonomicznie kompletnie absurdalne pozostały najskuteczniejszą metodą walki o władzę. Jedną z najbardziej nagłośnionych jest zapewnienie „pomocy” kredytobiorcom zadłużonym we frankach. W ferworze walki o spory elektorat politycy prześcigają się w deklaracjach, kto im zrobi lepiej. Unika się niewygodnych tematów, nie zadaje szczegółowych pytań, przemycając ewidentne przekłamania.

             Wśród 700 tysięcy osób, które zaciągnęły kredyt we frankach 16% stanowią pracownicy sektora finansowego. Następne 16% to prawnicy. Ponad 30 % zadłużonych to dwie grupy zawodowe stanowiące mniej niż 1% zatrudnionych w naszym społeczeństwie. Kredyty frankowe znacznie bardziej korzystne dla kredytobiorcy niż banku od złotówkowych zawsze należały do elitarnych. Najlepiej to wiedzą wszyscy, którzy mimo usilnych starań mieli możliwość finansowania jedynie w złotówkach. Próba dowodzenia, iż parlamentarzyści, wysocy urzędnicy państwowi, większość środowiska dziennikarskiego, przedsiębiorcy a ogólnie mówiąc intelektualna śmietanka narodu polskiego to ofiary spisku banków, niewiedzące, co podpisywały, to mocne naginanie faktów. Moim zdaniem większość doskonale wiedziała, co robi a swoją decyzję podjęła po głębokiej analizie.

Po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej należało oczekiwać rychłego wstąpienia do strefy euro. Jak doskonale wie każdy doświadczony inwestor giełdowy podczas łączenia dwóch spółek zazwyczaj wycena akcji mniejszej sporo rośnie natomiast większej nieznacznie maleje. Same upublicznienie informacji o łączeniu się firm powoduje gwałtowną zmianę cen.

Z całą pewnością wiedział o tym były przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, który zdobył wcześniej majątek na giełdzie a w okresie jego urzędowania nastąpiło szerokie otwarcie na kredyty nominowane w walutach obcych. Wielokrotnie podczas przyłączenia się krajów do strefy euro ich waluty szybko się umacniały. Spektakularnym przykładem takiego zjawiska było zjednoczenie Niemiec, gdzie słaba marka wschodnioniemiecka została zrównana z marką zachodnią. Wraz z zapowiadanym przez premiera polski przyjęciem euro wartość złotówki zgodnie z przewidywaniami rosła względem innych walut. Sprawę skomplikował  nieco kryzys, z 2008 ale przekonanie o nieuchronnym umocnieniu się złotówki pozostało. Dopiero utrata nadziei na wstąpienie Polski do strefy euro, w nieodległej perspektywie, spowodowało strach wśród zadłużonych we frankach.

            Jednym ze sztandarowych argumentów lobbystów za zamianą kredytów walutowych na kredyty w rodzimej walucie jest przeprowadzenie takiej operacji przez państwo węgierskie. Po dokładnej analizie faktów widać zasadnicze różnice w skali problemu i metodach rozwiązania. Na Węgrzech, co czwarta rodzina była potężnie zadłużona a znaczna część tych rodzin średnio 20% miała problemy z ich spłatą. W kulminacyjnym momencie 25% kredytobiorców zalegało ze spłatami rat kredytowych, nie płaciło czynszów i opłat eksploatacyjnych, zadłużało się gdzie tylko można. W kraju rosły zatory płatnicze, malało zaufanie od pożyczania pieniędzy i udzielania kredytów kupieckich tzn. wydawania towarów na przelew. Osłabił się główny czynnik wzrostu gospodarczego krajów rozwiniętych, jakim jest popyt wewnętrzny. Eskalacja problemu mogła doprowadzić kraj do poważnego kryzysu. Rząd Wiktora Orbana musiał działać, nie miał wyjścia.

            Dla porównania w Polsce kredyty nominowane we frankach ma około 8% rodzin są to  najlepiej spłacane zobowiązania. Tylko 2,5 % a w momentach gwałtownego wzrostu notowań franka do 4% spóźnia się ze spłatami rat ponad 3 miesiące. Skala zjawiska pomiędzy dwoma krajami jest 30 krotna. Dla Węgier to był kłopot całego państwa a w Polsce jest, co najwyżej indywidualnym problemem kilku tysięcy osób dotkniętych osobistą tragedią. W kancelariach komorniczych stanowią niewielki ułamek nieszczęśników. Wiele innych środowisk mniej przebojowych wymaga pilnej pomocy władz. Znacząca większość frankowiczów  doświadcza jak najbardziej zrozumiałej frustracje inwestora, który obserwuje malejące znacząco raty kredytów złotówkowych a jednocześnie sam odczuwa  wzrostu kredytu we franku . Ten dodatkowy koszt jest jednak wyraźnie mniejszy niż średni wzrost zarobków, jaki nastąpił w Polsce w ostatnich latach.

           Zasadniczo różni nasze kraje również sposób rozwiązania kwestii kredytów walutowych. Zanim ostatecznie na Węgrzech doszło do wejścia w życie właściwej ustawy minęło ponad 3 lata w trakcie, których Sąd Najwyższy wypowiedział się o zgodności z prawem poszczególnych zapisów. Premier Wiktor Orban dostosował nową ustawę do orzeczeń sądu i w ciągu kilku miesięcy od uchwalenia, w listopadzie 2014 roku wprowadził ją w życie. Sąd Najwyższy nie zgodził się na obciążanie banków kosztami przewalutowania, więc kredyty we frankach zostały zamienione na forinty po kursie z dnia 7 listopada 2014 roku, tutaj pożyczkobiorcy nic nie zyskali. Jednocześnie Sąd Najwyższy orzekł, jako niezgodne z prawem stosowanie tzw. spredu czyli różnicy pomiędzy kursem kupna i sprzedaży waluty sięgającego nawet 10% wartości waluty oraz zakwestionował arbitralne decyzje banków do ustalania wysokości oprocentowania kredytów. Ustawa nakazywała bankom zwrot nienależnie pobranych opłat, których nazbierało się całkiem sporo o ile dobrze pamiętam w niektórych przypadkach nawet do 30% wartości kredytu. Po trzecie banki dla bezpieczeństwa sektora finansowego zostały przez rząd zasilone kwotą 9 miliardów euro. Operację przeprowadzono bez pośpiechu, z poszanowaniem prawa i z rozwagą.

            Ostatnim fundamentalnym argumentem zwolenników pomocy frankowiczom jest twierdzenie, że cały koszt pokryją „bogate banki” a budżet państwa, czyli społeczeństwo nic na tym niestarci. Jest to twierdzenie nie tylko fałszywe, ale też niezwykle groźne. Bowiem jeśli same kredyty walutowe w Polsce nie stanowią obecnie większego problemu to sposób rozwiązania tej kwestii dyskutowany w parlamencie miałby katastrofalne konsekwencje dla finansów Państwa. Prawdopodobny scenariusz wydarzeń przebiegałby w następujący sposób. Banki zmusza się ustawą do zamiany kredytów we frankach na złotówkowe z koniecznością częściowej rekompensaty strat pożyczkobiorcom wzrostu kursu. Banki zaskarżają tą decyzje do sądu i po kilku latach wygrywają otrzymując zwrot z budżetu państwa pieniędzy oddanych frankowiczom. Zanim to nastąpi pozbawione sporej części kapitałów własnych banki ograniczają drastycznie ilość kredytów. Wzrosną stopy procentowe. Wzrośnie oprocentowanie polskich obligacji. Powiększy się koszt obsługi długu publicznego. Zmaleje PKB Polski a w zamian powiększy dziura budżetowa. Banki nie wypłacą dywidendy z zysku. Każda z tych pozycji to są miliardy dodatkowych złotych, które straci społeczeństwo. Te negatywne czynniki oddziaływujące na gospodarkę wystąpią bez cienia wątpliwości można jedynie zastanawiać się jak głębokie tąpnięcie nastąpi. Istnieje duże prawdopodobieństwo kłopotów banków posiadających znaczące zaangażowanie w kredyty frankowe. Bankowy Fundusz Gwarancyjny dysponujący obecnie kapitałem rzędu 10 miliardów złotych nie będzie w stanie pomóc żadnemu bankowi komercyjnemu. Same banki nie zrobią składki na bankruta, bo nie będą miały, z czego. Podejrzewam, że rząd polski w odróżnieniu do rządu USA, który ratował własne banki w trakcie kryzysu 2008 roku nie będzie chciał wykładać wielu miliardów złotych. Skończy się przejęciem banku za pół darmo przez zagraniczny kapitał.

Ten hipotetyczny scenariusz nie dojdzie do skutku, jeśli przed zamianą kredytów banki zostaną zaopatrzone w konieczne pieniądze, jak to uczynili Węgrzy tak minimum  50 miliardów złotych, ale po festiwalu obietnic wyborczych należy postawić pytanie skąd je wziąć?

 Przed podjęciem ostatecznej decyzji warto rozważyć argumenty różnych stron, poznać opinię ekspertów i rozwiać wszelkie wątpliwości od tych natury prawnej i finansowej poczynając.

 

 

cieszę się życiem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka