Artur Milewski Artur Milewski
657
BLOG

Wolny seks w niedzielę i święta

Artur Milewski Artur Milewski Polityka Obserwuj notkę 5

Coraz mniej pań oddaje się zbożnemu dziełu prokreacji z religijnego obowiązku. Większość trzeba jakoś zachęcić. A najprzyjemniejsza dla nich rzecz na świecie na literę „s” to „shopping”. Tak stwierdził Robert Gwiazdowski prezydent Centrum Adama Smitha w felietonie „Zakaz seksu w niedzielę” opublikowanym w Rzeczpospolitej. Krytyczny artykuł starał się udowodnić bezsens wprowadzenia zakazu niedzielnego handlu w hipermarketach.

Otóż Pan Prezes jest w błędzie. Nie tylko, co do prokreacji, bo to pół biedy, ale też, co do handlu w niedzielę, ale najgorsze, że również wątpliwa jest jego wizja wolnego rynku, który mu się jawi, jako dziki rynek funkcjonujący samoistnie a w ideale niepodlegający żadnym regulacjom.

Ogromną ilość młodych małżeństw, których liczba może sięgać nawet 25%, ma problem z poczęciem i narodzinami potomka. Ich nie trzeba zachęcać do seksu w imię zbożnego dzieła prokreacji. Zjawisko ma charakter rosnący i liczba par starających się o dziecko w całej historii ludzkości nie była tak duża. Co przeczy tezie Roberta Gwiazdowskiego zaprezentowanej w pierwszym zdaniu tego tekstu a mianowicie: „coraz mniej pań…”, bo w rzeczywistości liczba tych Pań ciągle się zwiększa. Zgodzę się, że w dzisiejszej zlaicyzowanej Europie prokreacja nie jest traktowana jako religijny obowiązek. Tym niemniej małżonków marzących o własnym dziecku nie trzeba do tego świadomego aktu miłości zachęcać oni niczego bardziej nie pragną.  Myślenie o kobietach i seksie kategoriami pana w średnim wieku, którego największym atutem jest gruby portfel jest dość obleśne i jak na profesora przystało mało „twórcze”.

Wprowadzenie zakazu świątecznego handlu w sklepach wielko powierzchniowych z punktu widzenia interesów polskiej gospodarki jest ekonomicznie jak najbardziej uzasadnione. Mętlik medialny jaki nam zasiano w głowach został spowodowany prezentacją skrajnych stanowisk przeciwników i zwolenników ustawy bez najmniejszej próby oceny i weryfikacji prawdziwości formułowanych twierdzeń. Nie spotkałem się z rzetelną analizą wpływu zakazu na bezrobocie czy wzrost gospodarczy. Jedni spekulują, że zwiększy się liczba bezrobotnych i taki przekaz obowiązuje głównie w mediach, inni są zdania przeciwnego. A jak jest naprawdę? Jak to jest w krajach gdzie wprowadzono zakaz niedzielnego handlu w hipermarketach? Czy wynikiem był wzrost bezrobocia czy jego spadek?

Mniej więcej przed tygodniem z rana widziałem w TVN24 rozmowę Jeremiego Mordasewicza z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan z Piotrem Dudą szefem Solidarności spierających się czy to dobrze czy źle jak wprowadzimy zakaz handlu w niedzielę.

 Pan Mordasewicz z wielce nabożną miną Kaszpirowskiego hipnotyzował telewidzów wciskając im, bez zmrużenia okiem, gęsty kit. Jego manipulacja i wątpliwe argumenty sprowadzały się do dwóch kwestii. Po pierwsze, jak twierdził, wzrośnie bezrobocie, ponieważ z hipermarketów zostanie zwolnionych, w skali całego kraju, kilkadziesiąt tysięcy osób. Po drugie spadnie o 0, 5% PKB Polski, ponieważ o taką kwotę zmniejszą się wydatki konsumentów w hipermarketach. Na zakończenie stwierdził, że tylko bogate kraje takie jak Niemcy czy Austria mogą sobie pozwolić na luksus odpoczywania w niedzielę a nas na to nie stać a więc on jest za wprowadzeniem zakazu handlu w niedzielę jak już będziemy tak bogaci jak tamte kraje.

Związkowiec Piotr Duda w odróżnieniu od zatroskanego o utratą miejsc pracy przez pracowników hipermarketów szefa Lewiatana zupełnie się nie przejmował tym argumentem. Można by powiedzieć polityczny samobójca, szef organizacji pracowniczej domagający się wprowadzenia przepisów likwidujących miejsca pracy. Elokwentny Pan Jeremi jednym uchem wpuszczał a drugim wypuszczał kontrargumenty Piotra Dudy. Nieco niemrawo i bez ikry jakby z pewną nieśmiałością wypowiadane przez szefa Solidarności słowa trafiły na pewnego siebie jak betonowy mur leadera PKPP Lewiatan.

Warto w tym miejscu odświeżyć nieco  pamięć Panu Jeremiemu bo on to dokładnie wie, że za utworzeniem jednego miejsca w hipermarkecie idzie w ślad likwidacja kilku miejsc pracy gdzie indziej. Tak więc, im więcej pracowników pracujących w hipermarketach tym mniej zatrudnionych w gospodarce. Jeśli więc skutkiem wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę pracę może stracić 40 czy 50 tysięcy osób w sklepach wielko powierzchniowych to tym samym wzrośnie zatrudnienie w mniejszych, lokalnych firmach a ogólne bezrobocie w Polsce spadnie lekko licząc o ponad 100 tysięcy osób.

Zatrudniające znakomitych doradców koncerny zagraniczne stosują optymalizację podatkową. Co oznacza, że płacą podatki tam gdzie jest najkorzystniej. Małe lokalne przedsiębiorstwa zaś nie mają wyboru i płacą podatki w kraju. Wpływy do budżetu, więc powinny być większe i z pewnością tak będzie.

Ogólnie przyjęta i aprobowana w Europie ochrona własnego rynku przez wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę jest bezwątpienia korzystna dla każdego stosującego ją kraju. Dobrze funkcjonujące gospodarki to wiedzą. Nie, dlatego Niemcy wprowadziły taką regulację, że są bogate i stać je na rozrzutność oraz luksus odpoczynku w niedzielę. Stosując cały szereg rozwiązań wspierających rozwój własnych firm i dbających o wpływy do budżetu stały się i są społeczeństwem bogatym. Na nich powinniśmy się wzorować.

Białystok jest doskonałym miejscem dającym możliwość oceny wpływu hipermarketów na gospodarkę. Do 2006 roku w mieście nie było hipermarketów za wyjątkiem jednego usytuowanego na obrzeżach miasta. Zjednoczone lokalne organizacje gospodarcze skutecznie blokowały budowę takich obiektów. W okresie ostatnich kilku lat władze otwarły się na ekspansję handlu wielko powierzchniowego. Efektem był wzrost bezrobocia w województwie w stosunku do średniej krajowej około 3% wszystkich zatrudnionych, czyli ponad 10 tysięcy osób. Nastąpiło bardzo wyraźne zubożenie mieszkańców przejawiające się w systematycznym spadku dochodów gminy Białystok z podatku CIT. Doprowadzenie do ruiny handlu na głównych ulicach miasta i poważne uszczuplenie wpływu z najmu lokali użytkowych w centrum, z których wiele będących własnością miasta stoi obecnie pustych. Hipermarkety przejęły poważną rzeszę klientów -  niedzielnych turystów - z za wschodniej granicy zaopatrujących się kiedyś na miejscowym targowisku oraz w sklepach lokalnych firm. Wprowadzenie ustawowego zakazu niedzielnego handlu w hipermarketach w przypadku Białegostoku jest jak najbardziej potrzebne i korzystne z punktu widzenia rozwoju miasta a dla odtworzenia handlu w centrum miasta może być wręcz niezbędne.

Wracając do ostatniej kwestii dotyczącej ogólnie zasad wolnego rynku to neoliberalizm w wykonaniu Roberta Gwiazdowskiego czy też Leszka Balcerowicza sprowadza się do afirmacji rozwiązań neokolonialnych. Wygłaszanie nonsensownych haseł jakoby problemy wolnego rynku w Polsce były związane z niedostatkiem wolności to opatrzne pojmowanie zasady leseferyzmu, czyli postrzeganie państwa jako „nocnego stróża”. W słowniku tych głównych reprezentantów myśli neoliberalnej w naszym kraju nie istnieje pojęcie odpowiedzialności. Pod tym względem więcej wspólnego z wolnym rynkiem ma przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda niż Leszek Balcerowicz czy Robert Gwiazdowski.

Wolność bez odpowiedzialności jest zwykłym chciejstwem, samowolą i uzurpacją. Totalna likwidacja regulacji prawnych w gospodarce pod hasłami zwiększania wolności gospodarowania to faktycznie likwidacja uczciwej konkurencji a zastąpienie jej dyktatem silniejszego. Taka sytuacja jest pożądana przez silne globalne koncerny a zabójcza dla polskiej gospodarki nie dając jej najmniejszych szans dogonienia zagranicznej konkurencji.

W wolnym rynku nie chodzi o to, żeby było jak najmniej zasad i żeby człowiek czy firma była jak najmniej skrępowana w swoim postępowaniu. Rzecz w tym, w jaki sposób te zasady zostają ustalone. Czy mają charakter oddolny i zapewniający właściwe warunki konkurencji, zrównujące szanse czyli wolnorynkowe czy też są odgórnie i arbitralnie narzucone przez władze centralną udzielającą wybrańcom przywilejów?

Przedsiębiorcy, konsumenci, czyli przeciętni ludzie kierują się w swoim postępowaniu zasadami mikroekonomii. Jest wiele istotnych różnic pomiędzy zasadami makroekonomii, którymi kierują się politycy i ekonomiści zarządzający centralnie gospodarką a tą zwykłą ekonomią w skali mikro. W pewnych ważnych punktach mikro i makro ekonomia stoją w sprzeczności. Ktoś, kto sam sobie wydrukuje i wypuści podrobione pieniądze popełnia zbrodnie zagrożoną karą 25 lat więzienia. Rząd drukujący na potęgę pieniądze bez pokrycia nazywa to luzowaniem ilościowym i stymulacją gospodarki.

Wolny rynek tworzony oddolnie we wspólnotach kieruje się prostymi zasadami mikroekonomii i opiera się na tradycyjnych wartościach. To, co nam obecnie fundują światowi politycy to specjalne rozwiązania ekonomiczne wprowadzone jakby na czas wojny, gdy zwykłe reguły ekonomiczne  przestają obowiązywać.

Wolny rynek jest kształtowany przez wspólnoty samorządowe. Nie ma gospodarki wolnorynkowej bez istnienia zorganizowanych wspólnot samorządowych, których głównym elementem oprócz samorządów terytorialnych jest samorząd przedsiębiorców i samorząd pracowników. Wolnego rynku nie tworzą jednostki, gangi, rodziny mające interesy gospodarcze, prezesi korporacji i wielcy właściciele. To przedsiębiorcy zorganizowani we wspólnoty zawodowe ustalające ład i wzajemne relacje wewnątrz grupy oraz pomiędzy sobą. Relacje zapewniające uczciwą konkurencję i dające każdemu szanse bogacenia się. Władze państwowe pełnią w zasadzie tylko rolę arbitra i „nocnego stróża”.

Nigdy nie słyszałem, aby Pan Robert Gwiazdowski czy też profesor Leszek Balcerowicz mówili coś o samorządzie gospodarczym i jego wpływie na wolny rynek. Oni cały czas się obracają wokół polityków pakujących swoje śliskie paluszki w tryby gospodarki. Nic ich nie nauczyły opłakane skutki, jakie przynosi ingerencja rządu i polityków w przebieg gospodarowania i konkretne zachowania uczestników gry rynkowej. Jak mantrę powtarzają w kółko, że mamy za mało wolności. Przedsiębiorcy, działający na własny rachunek, są odpowiedzialni za swoje decyzje i ponoszą ich konsekwencje zupełnie inaczej niż politycy i urzędnicy. Ale to właśnie ci, którzy za nic nie odpowiadają chcą mieć wyłączny wpływ na reguły prowadzenia biznesu, tworzonego tak, że nie służy on rodzimym przedsiębiorcom tylko zagranicznym korporacjom. Gdzie tu jest wolny rynek?

cieszę się życiem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka